wtorek, 3 stycznia 2017

Post na noworocznego kaca



         Witamy w roku 2017, gdzie rycerze już dawno umarli. a bycie romantykiem to obciach. Gdzie szczytem oddania drugiej połówce jest wytatuowanie sobie jej imienia nad łonem, a wszystko jest podane na tacy. Gdzie zamiast biegać po parku płacimy za karnet na kawałek bieżni.
          Pazza czasem ma ochotę krzyknąć "ej! proszę zatrzymać świat, chcę wysiąść", bo kurczę, gdzie my się znaleźliśmy? Coraz szybciej biegniemy przed siebie nie zważając na to co mamy wewnątrz. Gdzie są mężczyźni, którzy potrafią ubiegać się o kobietę, starać się o nią i zabiegać o jej względy? Gdzie są kobiety, dla których ważniejsze jest to jaki jest jej partner niż to, czy ma nowe Audi Q5? Gdzie zatraciliśmy tą taką cechę, która namiętnie ukazywana jest w komediach romantycznych? Jako małe dziewczynki oglądaliśmy jak książę objeżdża całe królestwo w poszukiwaniu dziewczyny, z którą tańczył na balu. Dziś ograniczyłby się do napisania posta na spotted. No dobra, Bestia miał przynajmniej zamek, co pasowałoby do dzisiejszej wersji Belli.
          Kobietom, którym marzy się miłość jak z komedii romantycznej czeka ciężkie lądowanie na tyłku. Miłość typu, on kocha ją i robi podchody, ona kocha jego i cicho wzdycha po czym nagle jakimś trafem ich drogi się łączą, może to i się zdarza... ale przecież nie na życzenie. W tej chwili wszystko wydaje się być zbyt odsłonięte, gdzie kawały typu "ruchasz się czy trzeba z tobą chodzić?" albo "zajebałem się w tobie w chuj, będziesz moją loszką?" coraz mniej śmieszą bo coraz częściej na takie osobniki się natrafia. Zamiast komplementów o twoich oczach częściej słyszysz, że lubi, że masz czym oddychać i jest cię za co chwycić, i już nie wiadomo czy jesteś zwierzyną łowna na ubój czy naprawdę jako drugą połową, o którą zabiegał. Jesteśmy w tym momencie, gdy w internecie prędzej zareagują na zdjęcie kobiety w burce niż topless. Gdzie dzieciom wkraczający w wiek nastoletni nie należy tłumaczyć czym jest seks, ale już jak się zabezpieczać przed niechciana ciążą. Gdzie 13-latek bez krępacji na całe podwórko krzyczy za koleżanką, aby zrobiła mu loda.
         Coraz częściej mam wrażenie, że faceci po prostu się nie zakochują, po prostu wycięto im to oprogramowanie i podłączono spermatogenezę, a kobietom w miejsce romantyczności wstawiono podwójną dawkę egoizmu. Gdzie romantyczki skazane są na niepowodzenie, bo wmówiono im, że książę z bajki sam przyjdzie tak jakby na balkonie miały wywieszone prześcieradło z napisem "TU JESTEM". Potem, gdy już pojawi się na ich progu, odgarnie im za ucho kosmyk włosów i powiedzą, że wyglądają wprost przecudnie z tym oregano między zębami, pilotem w kieszeni szlafroka, piżamą z dziurą na tyłku a potem wezmą na swym koniu do swojej rezydencji godnej tej z Grey'a.
         Gdzie się do cholery podział romantyzm? Gdzie są czasy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, który opisywał odległość dzielącą jego ukochaną od niego w ilości spojrzeń? Czy dziś jeszcze ktoś by to zrozumiał? Gdzie są czasy gdy dziewczyna, która chce aby o nią zabieganą nie jest wyzywana od cnotek? Czy romantyczność bierze się z tęsknoty? Czy wraz z rozwinięciem technologii i łatwym kontaktem zgubiliśmy tą cząstkę naszego człowieczeństwa?
        Wraz z nadchodzącym sylwestrem prócz organizowania wielkiej libacji alkoholowej, która w końcu sprowadzi nas do pozycji horyzontalnej, planujemy również przyszły rok. Postanowienia noworoczne to taka nieodzowna część tego całego wydarzenia, bo przecież nawet jeśli sami z siebie nie planujemy nic, to w końcu pada to pytanie gdzieś w tłumie i co powiesz? Że twoje życie jest idealne i nic nie masz zamiaru zmienić? Przecież nikt nie da się nabrać, sądzę, że nawet Nick Jagger mógłby chcieć coś zmienić w swoim życiu (sądzę, że wynalezienie eliksiru wiecznej młodości jest na jego liście). Planujemy zdrowiej się odżywiać, bo przecież za bardzo pozwoliliśmy sobie przez święta, więcej się ruszać bo do wakacji jeszcze tylko około 180 dni, więcej czytać, spędzać czas z rodziną, mniej przeklinać... ile osób tyle postanowień. Ale czy wam również nie wydaję się, że takie zmiany nie przychodzą z nowym rokiem tylko z jakimś wydarzeniem czy zajściem, które nas spotkało. Prędzej zaczniemy się odchudzać gdy przypadkiem usłyszymy w boksie obok, że ta grubaska znów zjada ciastka niż wraz z wybiciem północy 31 grudnia.
         Nowy rok, nowy ja... a co jeśli ten stary ty jest całkiem dobry? Tylko czasem mu odbija i trzeba jedynie to okiełznać. Może drobnymi kroczkami postanowienia noworoczne naprawdę są w stanie wejść w życie. Bo przecież na hura nie przejdziemy na dietę 1500 kcal, jeśli przyjmowaliśmy ich dziennie przeszło 4 tysiące, nie musimy mieć umysłu analityka aby zrozumieć "Andrzeju, to jebnie". I tu nie chodzi tylko o kwestię żywienia, chodzi o wszystkie zmiany. Jeśli postanowisz bardziej o siebie dbać i 1 stycznia nałożysz na siebie dwa kilo szpachli, wyrwiesz wszystkie brwi i odrysujesz nowe od szklanki, nałożysz najbardziej krótką miniówkę jaką twoja siostra czy córka miała w szafie to gwarantuje ci, że po połowie dnia będziesz miała głęboko w kątnicy takie postanowienie. A idź mi pan z tym wszystkim, jak można się tak mordować. Zmiany zaczynamy od swojego wnętrza, dopiero z czasem, powolutku powinny wypływać na wierzch.

1 komentarz:

  1. dokładnie! akurat odnośnie co poniektórych zachowań tak zwanych gimbusów można by było napisać książkę. i tak, uważam, że zwracanie uwagi bardziej na to, że ktoś ma Audi (swoją drogą nie widzę w tym żadnego luksusu), niż na to, jaki ktoś jest, jest żenujące

    OdpowiedzUsuń