poniedziałek, 9 listopada 2015

On.


           Fałszywi przyjaciele są jak zepsute zęby. Wiele osób mówi Ci, żebyś się go pozbyła ale to przecież taki ładny ząb, a po za tym boli tylko czasami. Nie zawsze przecież. A usuwanie przecież boli. Boimy się takich radykalnych zmian w naszym życiu jak wizyty u dentysty. Męczysz się z tym cholerstwem i męczysz, rad nie słuchasz, bo przecież masz własny rozum. Aż pewnego dnia po prostu ból dupy, przepraszam, ból psychiczny/fizyczny nie daje Ci żyć. Zbierasz się w sobie, mówisz basta i jedziesz z tematem. Na początku boli. Ale jeśli przetrzymasz ten pierwszy okres zobaczysz jak bardzo zmieniło się Twoje życie.
         Ale ja nie o tym chciałam. Zebrało mi się na głębsze przemyślenia życiowe podczas prac fizycznych. To właśnie wtedy najlepiej mi się myśli, równie dobrze jak myśli mi się w czasie prowadzenia samochodu.
         Ja tu chciałam o zawodach się rozpisywać. Zawodach takich życiowych. W sumie, pokrywa się to z tym wstępem, którym tu pojechałam.
         Jest naście zawodów w życiu. Jedne bolą bardziej, inne mniej. Możesz się zawieść kierunkiem studiów jakie obrałeś (tfu,tfu odpukać!), pracą (oh jak ja to bardzo znam), drugą osobą (szkoda gadać), ale takim największym bólem jest zawód, którym jesteś TY. Nic tak nie boli jak świadomość, że kogoś zawiodłeś, szczególnie jeżeli była to bliska Ci osoba. Rodzina, narzeczony, przyjaciel, kot... chociaż one to zawsze patrzą jakbyś im krzywdę zrobił albo zabił co najmniej połowę rodziny.
          Zwieść się też można na życiowych wyborach. Dobra, nie owijajmy w bawełnę, można się przejechać nieźle na facetach.
         #Tadek. Nigdy nie idź na randkę w ciemno. NIGDY powiadam. Facet zapowiada się cudowny, szarmancki, gentlemen a tu pojawia się człowiek niższy od ciebie (choć sama masz metr sześćdziesiąt w kapeluszu), szowinistyczny i skrajnie ukierunkowany na pewną partie polityczną, do której usiłuję cię przekonać. Randka życia powiadam. Atrakcja główna: kebab a Ty poszłaś w sukience i bez grosza przy duszy a zapomnij, żeby zapłacił. 
         #Michał. Typowe summerlove. Obiecujesz sobie pół życia, że do tego nie dopuścisz, gdzie tam summerlove i ty?! A jednak. Straszne. Ale dobra, brniesz w to. Dowiadujecie się jakie straszne odległości was dzielą. Pięćset kilometrów jest skalą wielką niemal jak galaktyka. Ale dajecie sobie szanse, może nie na oficjalny związek ale na utrzymanie znajomości i zobaczenie co z tego będzie. Początkowo się oboje staracie, telefony, wiadomości, litanie podsycone tęsknotą. Potem dowiadujesz się jak bardzo jest zazdrosny o Twoich kolegów ale jak bardzo wzbrania się przed jakimkolwiek przyjazdem w bliższej lub dalszej przyszłości. W końcu czar pryska.
        #Szymon. Zazwyczaj Twój znajomy. Ideał faceta! Czarujący. Inteligenty. Wykształcony. Zabawny. Zajęty. Koniec bajki.
         #Krzysztof. Platoniczna miłość. To ON. Ten jedyny, ojciec Twoich przyszłych idealnych dzieci, które odziedziczyły by po nim kolor oczu i dołeczki. To ten, który powinien czekać na Ciebie przed ołtarzem, lekko pijany wychwalać na waszym weselu Twoją urodę oraz mówić jak bardzo cię kocha rano i wieczorem. Budzić Cię pocałunkiem. W domu, dzięki jego zamiłowaniu do czarnej kawy, wasze cztery ściany wypełniałby jej aromat. Byłby ulubionym zięciem twojej mamy. Jest problem. To nadal miłość platoniczna. Jest między wami coś gigantycznego co staje wam na drodze. Pozycja, wiek, kraj, odległość, żona, to, ze nie ma pojęcia o Twoim istnieniu. I rozpierdalasz się z gracją Tytanica o lodowiec.
         
       

2 komentarze:

  1. Świetny blog a post jest niedoopisania strasznie prawdziwy :) zapraszam do siebie sisberlys.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak mężczyźni idealni xD W moim życiu przoduje Tadek, zapyziały korwinista. Historia ma się tak. Poszłam sobie raz elegancko do psychiatry, żeby załatwić z nim lewy interes. Był to psychiatra pokroju tych, co jednemu pacjentowi poświęcają od 5 do 15 minut, innego - jak mi się wtedy wydawało - nie potrzebowałam. Za mną wszedł pewien Kanadyjczyk, z Kanadyjczykiem cała poczekalnia rozpoczęła konwersację po angielsku. Między innymi Aleksander. Aleksander mówi perfekt po angielsku i rusku, bo jest gdzieś tam z Azji. Ale wygląda na Polaka i po polsku porozumiewa się tak jak ja. Ma bardzo długie blond włosy, a na nadgarstku dyktafon. Nagrywa całe swoje życie. Trzeba bardzo uważać na to, co się mówi, bo nigdy nie wiesz, które nagranie wykorzysta przeciwko Tobie w swojej karierze politycznej.
    Aleksander do psychiatry przyszedł razem z siostrą - oboje potrzebowali pomocy, tak to zrozumiałam. Kiedy Kanadyjczyk trochę ucichnął, Aleksander podszedł do mnie, usiadł obok i spytał: "A ty, jaki problem ciebie tutaj sprowadza?" XDDDDD
    Nie powiem przecież chłopakowi na starcie, że ten psychiatra ma opinię łapówkarza, więc powiedziałam mu, że bardzo prywatne i intymne sprawy.
    Ze słowa do słowa z Aleksandrą i jego siostrą, dowiedziałam się, że Aleksander wierzy w mitologię słowiańską, przez ostatnie osiem miesięcy mieszkał i był zupełnie, całkiem sam i mówi sam do siebie. Ok. Jego siostra z mojego zachowania wywnioskowała, że byłabym spoko szwagierką, więc nagle powiedziała coś w stylu "To co? Nie czekam na ciebie. Zapraszasz Ewę na lody?" XD Postanowione, ale zamiast na lody poszliśmy to herbaciarni z klimatem z serii tajemniczych.

    Siedzieliśmy na poduszkach, oddzieleni od świata jakimiś zasłonkami. Coś się w pobliżu jarało, bo wszędzie był dym. Grała spokojna muzyka, perfekcyjna do zastosowania jakiejkolwiek perswazji albo rytuałów satanistycznych.
    - Kim myślisz, że jestem? - usłyszałam tego dnia od Aleksandra ze 30 razy.
    W pewnym momencie, kiedy odwracałam wzrok, kątem oka widziałam kogoś zupełnie innego, zobrazowanego szatana. Nie, nie wiem, co było w tej herbatce, ale jak chcesz, to mogę Ci pokazać miejscówę xD

    W całą tę atmosferę grozy wkradła się polityka. Jako że jestem osobą konkretnie określoną, nie mam żadnych wątpliwości co do tego, która strona mnie pociąga, równie tajemniczym głosem, co głos Aleksandra, kiedy pytał, kim jest (powinien skierować się z tym pytaniem do policji xD), odrzucałam spokojnie wszelkie argumenty przemawiające za prawicą. Ale nie, Aleksander nie jest korwinem - jemu tylko do korwina najbliżej. Ofc.

    Aleksander nie odprowadził mnie do autobusu i nie odezwał się już do mnie więcej. Dziś wiem, jakie były jego zamierzenia. Ponieważ sprawa działa się przed wyborami, wyławiał niewinne dziewczyny z tłumu dziewcząt i poddawał je specjalnym metodom wpływu na umysł, aby nawrócić je na tę Właściwą Drogę. Halucynogenna herbatka, toksyczne opary, ale nie, nie dałam się! Poznaj siłę mojego umysłu, chętnie się podzielę :D

    Rozumiem, że tych paru panów to przykłady tych, których spotkałaś. A jest tyle śmieszkowych kategorii... :D

    OdpowiedzUsuń