wtorek, 21 marca 2017

Pusto



            Pomimo wszelkich moich oczekiwań stał się to blog o uczuciach. Co by się z nami stało gdyby uczucia nie odgrywały w naszym życiu żadnej roli, albo inaczej, gdyby ich po prostu zabrakło. Istnieje taki stan, w którym uczucia odchodzą na dalszy plan i to o nim chcę dziś napisać. Chcę opisać coś, co dla niektórych może być jedynie abstrakcją, dla innych, to chleb powszedni. Innym przypomni przeszłość, a dla niektórych może to będzie coś, dzięki czemu zrozumieją bardziej, kogoś w swoim otoczeniu.
             Zaczyna się od drobnostek, które wybijają cię z rytmu. Złośliwości dnia codziennego, diabeł nakrył ogonem klucze, kubek, pilot. To trochę jak nasilający się pisk w twoich uszach. Powoli narasta. Kolejna noc, kolejny dzień. Dlaczego niebo jest takie szare. Znów wracasz do rytmu dnia, pomimo niesprzyjających ku temu warunków atmosferycznych. Kolejny dzień, kolejna noc, kolejny tydzień. Słońce zaczęło świecić na niebie, ale i tak wydaje ci się jakieś bardziej szare niż poprzedniej nocy. To nie to, że zły dzień, ile mogą trwać złe dni? Zaczyna się to ciągnąć. Jednak trzeba jakoś żyć wśród innych istot, zakładanie maski to twój rytuał dnia codziennego. Gdy jesteś sam czujesz, jak twoja twarz zastyga niczym antyczny posąg. W wyrazie neutralnej zadumy. Twoje oczy wydają się być bardziej zapadnięte, zgaszone. Powoli zauważasz zmiany nie tylko w twojej psychice, ale też w wyglądzie zewnętrznym. Dlaczego twój ukochany posiłek nie smakuje tak samo jak miesiąc temu. Jakiś taki bez smaku, bez wyrazu... może źle przyprawiłeś. Twoja maska pomaga w życiu, przecież nikt o nic nie zapyta, ludzie udają, że nie widzą, nie chcą widzieć lub po prostu poprawiłeś swoje umiejętności aktorskie. Po za tym czemu inni mieli by wiedzieć co się dzieje, nie chcesz aby inni przesiąkli tym niczym papierosowym dymem. Udając, że problemu nie ma jednak nie znika on w magiczny sposób. Twoja marmurowa maska z dnia na dzień jest coraz bardziej ciężka. Coraz trudniej jest ci odgrywać to przedstawienie. Przestajesz wychodzić tam, gdzie po prostu nie jesteś zmuszony wyjść. Jesteś nieco jak wampir, osłaniający się od blasku słońca, najlepiej czujący się w kapturze. Czujesz się jakbyś leżał na gigantycznej poduszce, coraz bardziej zapadasz się w swoją "strefę komfortu". Bez ludzi, bez pytań, bez uczuć. Nic nie daje ci satysfakcji. Coś, co wcześniej dawało ci radość staje się bezwartościowe. Codzienne czynności zaczynają cię kosztować coraz więcej. Zwykłe wyjście z łóżka staje się czymś, z czym Herakles mógłby mieć problem. Czemu masz się starać, skoro sukcesy nie przynoszą ci radości? Dlaczego masz próbować? Twój brak motywacji zaczyna się rozlewać coraz bardziej, obejmując powoli każdą sferę twojego życia. Twoje życie zwalnia, bo przecież każdy dzień staje się taki sam, jakby malarzowi zostawić jedynie szarą i czarną farbą. Masz wrażenie, że tak zostanie już na zawsze, że nigdy nie będziesz już szczęśliwy. Przestajesz marzyć. Orientujesz się, że wszystkie relacje, które przez lata budowałeś niszczeją. Nagłym zrywem pragniesz to naprawić, jednak jest to zryw chwilowy. Słuchanie radia cię irytuje, postanawiasz je wyłączyć w drodze do pracy. Twoje noce albo są usłane bezsennością, patrząc w sufit czekasz aż przeminą kolejne godziny. Innym razem z kolei przesypiasz pół dnia i noc. To co cieszy twoich przyjaciół, nie ekscytuje cie. Z resztą, nic cię nie ekscytuje. Nie czujesz nic. Jakbyś był pustą, szarą przestrzenią. Pragniesz poczuć, cokolwiek. Prowadząc auto ryzykujesz, rozpędzasz się do prędkości przy której niegdyś naciskałbyś hamulec, a teraz dociskasz gaz mocniej... i nic. Idąc ulicą nocą, wybierasz te ciemne uliczki, gdzie kilku zakazanych typów patrzy na ciebie spod byka... czekasz na napływ adrenaliny. Nic się nie dzieje. Coraz bardziej ryzykujesz. Wchodzisz na pasy, bez sprawdzenia czy cokolwiek jedzie. Gdy auto zatrzymuje się przed tobą z piskiem opon, ty tylko obrzucasz je beznamiętnym spojrzeniem. A mógł zabić. Właśnie, zabić. Przecież już wewnętrznie nie żyjesz, a każdy dzień jest coraz cięższy. Brak poczucia własnej wartości i brak celu w życiu wcale nie pomagają w takiej sytuacji. Nie możesz tak dalej żyć. Na tym rozdrożu albo możesz szukać pomocy... albo po prostu postanawiasz podjąć próbę samobójczą.
          Depresja jest stanem skomplikowanym, nikt nie odczuwa tego w identyczny sposób, to nie jest ospa. Depresja to stan ducha i umysłu. Z depresji można wyjść jednak jest to skomplikowany proces, który musi trwać i trwać, bo tak jak wcześniej wspomniałam, nie jest to ospa. To, że raz to przeszedłeś, nie oznacza, że już nie wróci. Czasem potrzeba ci po prostu osoby obok, trzymającej rękę na pulsie, będącej twoim systemem wczesnego ostrzegania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz